Comber! Comber!

Zwyczajem, który przetrwał do dziś, jest krakowski comber. W ostatni zapustny czwartek przekupki urządzały zabawę uliczną, którą nazywały comber, która najbardziej znana była w Krakowie. Jednak najprawdopodobniej zabawa pochodzi z okolic Tyrolu, gdzie istniał zwyczaj przynoszenia słomianej kukły pannom, które nie wyszły w karnawale za mąż.

 

Krakowski comber w XVII w.

 

Krakowski comber w XVII w.

Zgodnie z legendą, krakowski comber wziął nazwę od nazwiska znienawidzonego burmistrza, który nakładał na krakowskie przekupki coraz większe podatki. Te na wieść o jego śmierci, wyległy na miasto i z radości urządziły zabawę. Zachowany z 1600 roku opis krakowskiego Combra, nie zawiera informacji o znienawidzonym burmistrzu Combrze.Jedno jest pewne, że Tłusty czwartek rozpoczynał okres zapustów, czyli ostatnie dni karnawału. W tym czasie bawiono się, śpiewano, płatano figle. Zachowało się wiele zapisków dokumentujących klimat tego okresu, jednak najbarwniej w tej tradycji zapisał się krakowski babski comber, którego legenda znalazła swoje miejsce także w książce dla dzieci „Kichuś majstra Lepigliny” Janiny Porazińskiej.

Prawdziwa jednak zabawa kumoszek zaczęła się wtedy, gdy wszystkie hufce babskie połączyły się Rynku. Przed ratuszem rozsiadła się muzyka, z boku stanęły ławy i stoły,a na nich mięsiwa, ciast całe stosy, beczek z piwem, z gorzałką, a dla zacniejszych gości i antałków z miodem razem sztuk ze trzydzieści. Dopieroż to poszły tańce: ochocze krakowiaki i szalone wyrwańce, i wesołe gonione, i ucieszne świeczkowe, i delikatne dziergane stopami drobne. Z beczek do kubków napitki toczono, suto je mięsiwem zagryzano, ochota rosła. Nie przepuściły przekupki żadnemu mężczyźnie, co by się aby na Rynku pokazał, każdego chwytały do tańca i nie uwolniły wcześniej aż się wykupił. Największa była uciecha, gdy im się udało jakowegoś eleganta przyłapać, delikacika z karocy wyciągnąć. Dopieroż to takie paniątko wymawiało się, wypraszało, dukatami hojnie sypało, byle mu przepuściły i pozwoliły jechać dalej. Co litościwszego serca baby to się i godziły, ale nich no taki wpadł w ręce Mądrej Maryny – ho-ho! Choćby i worek złota rzucił, nic nie pomogło! Z karocy go wyciągnęła, w taniec porwała, wyglądając, ów strojniś cienkimi nóżkami po błocie podrygiwał jak wróbel, wyglądając , rychło-li jego męka się skończy. Zwłaszcza zawzięte baby były na tych chłopaków, co się latosiego karnawału nie pożenili; takiemu do pasa przywiązywali kloc, na głowę kładli grochowy wieniec i przepędzały go po Rynku z okrutnym śmiechem i krzykiem: – Comber!  Comber!” 

Krakowski comber w XVII w.


Fragm. cytatu i fotografie pochodzą z książki
„Kichuś majstra Lepigliny”, J. Porazińska, il. A.Kilian
Wydawnictwo Czytelnik, 1973.
Skip to content