O tym jak bida piszczy…

W tak mroźne dni, jakich teraz doświadczamy, ogrzewanie jest dla nas bardzo istotne. Nie ma nic przyjemniejszego niż usiąść przy kominku. Dawniej palenie w piecu, było jeszcze bardziej istotne, piec spełniał inne funkcje niż jedynie ogrzewanie domu. Inaczej też był odbierany przez mieszkańców domostwa. Mówią nam o tym między innymi wspomnienia znanej Lasowiaczki Marii Kozlowej pochodzącej z nieistniejącego dziś Machowa. W swoich wspomnieniach, zdeponowanych w naszym archiwum zapisała:

 

„Kiedy paliło się w piecu aby coś ugotować, nieraz zapiszczała bida. Drzewo, którym się paliło pod kuchnią było suche, ale trafiło się i mokrawe. Gdy się rozpaliło ogień pod blachą, czy na kominie, nieraz (a najczęściej wieczorem) tam w tym ogniu coś cieniutko piszczało, wtedy mówiły nasze mamy, że to się pali bida. „A jak ona wygląda?”- pytaliśmy się, bośmy się bali. Najbardziej tośmy się bali żeby nas ta bida nie porwała i do ognia nie wsadziła. Bida była niewidoczna, ale mówili nam, że to były takie kości okryte skórą i łachmanami. Ona miała długi nos, policzki wklęśnięte i okropnie duże zęby, nogi jak pręcie i ręce takie same, tylko miała ogon i długie pazury. Bardzo była sucha, bo to była prawdziwa, lasowiacka bida. A starzy mówili: „Niech się ta pali, to lepiej będzie ludziom na tym świecie…”.

 

Poniżej bida narysowana przez Marię Kozłową. Więcej istot demonicznych oraz wspomnień Marii Kozłowej na najnowszej wystawie czasowej: „Na psa urok!” Serdecznie zapraszamy!

Skip to content