C – jak CZŁOWIEK

Dzisiaj mija 37 lat od śmierci Franciszka Kotuli, który w książce „Tamten Rzeszów” pisał tak: „Człowiek po swej śmierci żyje dopóty, dopóki żyją ludzie, którzy jego znali. Kiedy i tych zabraknie, życie się kończy – chyba, że zmarły pozostawi po sobie dzieła trwalsze od ludzkiej pamięci. Nietrwałą ludzką pamięć mają zastąpić grobowce i nagrobki.

Jakim człowiekiem był Kotula?
Nie dowiemy się tego z pozostawionych przez niego niezliczonych notatek i materiałów badawczych. Z takim przejęciem opowiadać mogą o nim tylko Ci, którzy Go znali, którym był bliski…
A był człowiekiem pełnym pasji, ale też wybuchowym, niecierpliwym, chytrym, wypowiadającym swoje myśli „szybciej niż je formułował”.
Był przy tym człowiekiem pełnym pokory i rozumienia swojej roli… przepełniony wrażliwością i również delikatnością.

W książce „Przeciw urokom”, której pierwsza publikacja ukazała się w 1989 roku, a więc już po śmierci– wspomina: „Chodząc po moich lasach i polach, ścieżkach i drogach, niby tych samych, ale nie tych samych – czuję, że już nie są moimi. Uświadomiłem sobie, że za moment skończę osiemdziesiąt lat i – wstrząsnęło mną. Już nie sama wizja bliskiego końca deprymuje, ale poczucie niespełnienia. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w moim archiwum znajdują się materiały na jeszcze kilka książek w rodzaju „Hej leluja”, „Znaków przeszłości”, „Muzykantów”. Chyba pierwszy raz w życiu zadrżało we mnie coś, jakby żal. A potem bunt; przeciw komu?… czemu?… Wreszcie nadeszła refleksja (…) Pisząc ją zauważyłem, że całkowicie przeniosłem się w przeszłość (…) Znalazłem się jakoby w innym świecie (…) Pamiętam, ile to razy godzinami trzeba było szukać człowieka, tego jednego, który jeszcze pamięta, choć wszyscy już zapomnieli… I wówczas, kiedy go już odnalazłem, okazywało się, że to człowiek, który w gromadzie cieszył się opinią nieszkodliwego, ale i nie do końca normalnego. Ale właśnie tacy okazywali się warci poznania, byli pasjonujący i przedziwni (…) Ci ludzie – to tematy do specjalnych biografii”.

W swoich zbiorach pozostawił po sobie, zapisane gdzieś w terenie fotografie… bezimienne ludzkie twarze… Kim byli, skąd pochodzili, dlaczego w jednej chwili stali się dla niego ważni, a w innej zapomniał zanotować ich imiona…??? To jedna z wielu zagadek, którą przyjdzie rozwikłać biografom tego wielkiego Człowieka.

 

C – jak „Chłopi bronili się sami”

Nowosielce, 1969 r., obóz naukowo-badawczy w Tryńczy

Publikacja ta powstała na kanwie zainteresowania Kotuli „arcyciekawym zjawiskiem społeczno-gospodarczym” (jak sam napisał we wstępie), czyli najazdami tatarskimi i obroną przed nimi. Tatarzy – szczególnie w XVII w. – często „wpadali z wizytą” na nasz teren. Po przejściu tych rabusiów pozostawały tylko zgliszcza i puste pola, których nie miał kto uprawiać. Echa tych tragedii tkwią w zbiorowej pamięci mieszkańców polskich wsi i miasteczek. Książka Kotuli jest efektem uzbieranych przez autora podczas jego wędrówek ustnych przekazów i tradycji oraz poszukiwań archiwalnych.
W wielu miejscowościach regionu zachowały się podania nie tylko o obronie zamków czy ufortyfikowanych miast, lecz także dotyczące obrony przez miejscową ludność kościołów, klasztorów a nawet wsi. O prawdziwości niektórych z nich świadczą zachowane wówczas kościoły, które ocalały na tatarskim szlaku znaczonym spalonymi świątyniami. Jednym z nich był kościół w Nowosielcach koło Przeworska.
W tym miejscu sprzęgły się ze sobą dwa ważne elementy – odpowiednie miejsce i odpowiedni ludzie. W kronice parafialnej znajdujemy bowiem wzmiankę: „…kościół (…) ślicznemi okopami i wałami wokoło obwarowany”, a w protokole wizytacji biskupiej z 1727 r. informację: „Kościół usytuowany na miejscu wzniesionym, czyli na górze, zbudowany z drzewa z wieżą, czyli dzwonnicą, ponad kościołem”, a w innym miejscu: „Cmentarz jak najlepiej ogrodzony (zamknięty) parkanem i następnie w odpowiedniej odległości otoczony (opasany) wałem z ustawionym na nim ogrodzeniem (na wierzchu) dla powstrzymania gwałtownych napadów wrogów, których już doświadczył (wytrzymał) i szczęśliwie odpierał”. W innym miejscu mamy wzmiankę: „…przy tym kościele znajduje się hakownica wielka z rurą wielką żelazną”. Hakownica ta mogła być używana w 1624 r. – może to z niej ustrzelono wodza tatarskiego. Podania dotyczące obrony kościoła mówią o używaniu w tej potrzebie broni palnej. Wymieniają też – z imienia i nazwiska – trzech chłopów, którzy specjalnie odznaczyli się podczas walki: Michała Pyrza (dowódcę – doświadczonego żołnierza), Franka Dudka (beznogiego artylerzystę spod Cecory) i Jaśka.
Tak więc połączenie solidnie ufortyfikowanego kościoła (m.in. fortyfikacjami bastionowymi) oraz umiejętności czysto wojskowych, odwagi i determinacji jego obrońców spowodowało ich ocalenie, podczas gdy wszystkie okoliczne wioski zostały przez Tatarów złupione, spalone, a ich mieszkańcy wzięci w jasyr.

Kościół w Nowosielcach, fot.K.Ruszel


Historia dopisała epilog – w 1936 r. w Nowosielcach, odbyło się poświęcenie kopca usypanego w pobliżu kościoła przez włościan, ku uczczeniu pamięci wójta Michała Pyrza – chłopskiego bohatera, który wspierany przez proboszcza ks. Piotra Kisiela kierował w 1624 r. obroną tego kościoła-warowni, w obrębie którego schronili się miejscowi chłopi, a uroczystość ta zgromadziła ok. 100 000 uczestników.

Nowosielce pow. Przeworsk-Kopiec Michała Pyrza-sołtys ogłasza rozporządzenie fot. F.Kotula 1952

Skip to content